Out Of Myself

(2003, CD)
  1. The Same River 12:01
  2. Out Of Myself 03:44
  3. I Believe 04:15
  4. Reality Dream 06:15 (instrumentalny)
  5. Loose Heart 04:51
  6. Reality Dream II 04:45 (instrumentalny)
  7. In Two Minds 04:39
  8. The Curtain Falls 07:59
  9. OK 04:47
  • CZAS TRWANIA:
    53:11
  • WYTWÓRNIA:
    AP (515174 2), Mystic Production (MYST CD 19), Laser's Edge (LE1039), Inside Out (IOMCD 572)
  • DATA WYDANIA:
    15 grudnia 2003 (Polska), 21 września 2004 (Świat)
  • MUZYKA:
    Riverside
  • TEKSTY:
    Mariusz Duda
  • NAGRANIE:
    Jacek Melnicki, DBX Studio 2003
  • MIKS:
    Magda i Robert Srzedniccy, Serakos Studio 2003
  • MASTERING:
    Grzegorz Piwkowski - Higendaudio
  • PRODUKCJA:
    Riverside
  • Projekt okładki:
    Travis Smith @ Seempieces
  • Zdjęcia zespołu:
    Sylwia Prach
  • Goście:
    Krzysztof Melnicki - puzon w utworze OK

The Same River

The Same River Ta sama rzeka

Part I (instrumental)

Part II (instrumental)

Part III (Again)

/she/

I stay... I swear... I am... I can...

Please take a walk with me
Let me know - Am I to blame?

As you know
I've always loved you and I know I will always love...

Part IV (I am)

I am your fear, hope
I am your grief, joy
I am your deed, word
I am your hate, love

I know... I can... Wanna stay...

Część I (instrumentalna)

Część II (instrumentalna)

Część III (Jeszcze raz)

/ona/

Zostaję... przyrzekam... jestem... mogę...

Proszę, przejdźmy się razem
Powiedz, czy to ja zawiniłam?

Przecież wiesz,
że zawsze cię kochałam i wiem, że zawsze będę kochać

Część IV (Jestem)

Jestem twoim strachem, nadzieją
Jestem twoim smutkiem, radością
Jestem twoim czynem, słowem
Jestem twoją nienawiścią, miłością

Wiem, że mogę... Chcę zostać...

Mariusz Duda: To dla mnie bardzo osobisty album. Z trzech powodów.
Po pierwsze - kolejny raz wstąpiłem do rzeki o nazwie "rock progresywny" (nie wnikając w szczegóły wąskiego i szerokiego znaczenia tego terminu). I chociaż mój poprzedni zespół nie był mistrzostwem świata to jednak poświęciłem mu kawałek swojego życia rezygnując wtedy z wielu rzeczy. Nie wyszło i obiecałem sobie, że zbyt szybko się w tego typu klimaty muzyczne bawić nie będę. W przypadku Riverside zaryzykowałem ponownie. No i cóż.... nie ukrywam, że była to najlepsza decyzja jaką podjąłem :))) A nasza pierwsza płyta to dla mnie osobiście doskonałe jej podsumowanie.
Po drugie - "Out of Myself" jest jakby zamknięciem pewnego okresu w moim życiu. Ukoronowaniem ponad dziesięciu lat dojrzewania, szukania i dochodzenia metodą prób i błędów do pewnych wniosków. Jest efektem - w tej części do której się przyczyniłem - pewnego, nabytego na przełomie tych wszystkich lat doświadczenia. Dowodem na to, że jak się chce to można.
Po trzecie - samo tworzenie muzyki, a później i jej nagrywanie, było dla mnie w tamtym okresie czymś niesamowitym. Nie jestem w stanie opisać tego słowami. To był chyba efekt zetknięcia czterech różnych światów, czterech różnych charakterów i temperamentów. Słucham sobie tego czasami i przypominają mi się momenty jak skakaliśmy z radości na próbach. Cholera, nigdy tego nie zapomnę...
Lubię tę płytę. I cieszę się, że - przy okazji rozmów o nowym materiale - poprzeczka jest na wysokości mojego czoła.

Piotr Grudziński: Nie wiem czy to normalne, ale ja naprawdę lubię słuchać tej płyty. Odnoszę wrażenie, że gdybym nie był jej współtwórcą równie często bym jej słuchał. Cieszę sie, że w końcu udało nam sie ją wydać, cieszę się, że płyta została dobrze przyjęta i cóż... teraz nie pozostaje nic innego jak pracować nad tym, żeby druga płyta była równie udana.

Piotr Kozieradzki: Ufff... nareszcie!! Po strasznie męczącej i pracowitej końcówce zeszłego roku, udało się ją wypuścić na rynek. Wszystkie nasze plany odnośnie daty wydania, okładki i tłoczni się ziściły. Mamy ją w ręku!!! Planowaliśmy zrobić dobry prezent pod choinkę i tak się stało. Premiera 22 grudnia!! Wszystko, co mogę powiedzieć na temat naszego debiutu, to że jestem szczęśliwy i dumny, że jest. "Out Of Myself" była najbardziej oczekiwaną płytą jaką nagrałem przez te kilkanaście lat mojej tzw "kariery muzycznej". Nasze oczekiwania odnośnie płyty były dużo mniejsze od tego co sie z nią dzieje w Polsce i na świecie. Czas na podbój tego co jeszcze przez nas nie podbite czyli... zachód!!! Początek jest już za nami. Druga płyta będzie lepsza i dojrzalsza!

Wyobraźcie sobie, że kolejny raz bierzecie się za coś, co wcześniej zupełnie wam nie wyszło. Załóżmy jednak, że jesteście już raczej dorośli i sprawa nie dotyczy kolejnego podejścia do sklejania modelu trójmasztowca ani pobicia rekordu świata w sztafecie 4 x 100 metrów. Wyobraźcie sobie, że jesteście raczej wrażliwymi istotami i sprawa dotyczy tzw. sfer emocjonalnych. Chociaż z tego co wiem u niektórych sklejanie trójmasztowca wzbudza nie lada emocje.

Wyobraźcie więc sobie, że pewnego razu ponownie postanawiacie wziąć się za coś, czego poprzednie fiasko wpędziło was w taką depresję, że straciliście radość życia a miejscami nawet jego sens. Dlaczego to robicie? Dlaczego znowu się w to pakujecie? To akurat nie jest istotne - wymyślcie sobie tysiąc powodów - istotny jest sam fakt, że w waszym życiu ponownie pojawia się coś lub ktoś czego / kogo nie mieliście raczej nadziei - z racji wspomnianej wcześniej depresji - zbyt szybko kolejny raz oglądać, spotykać czy doznawać. A jednak stało się. Używając niezbyt oryginalnej przenośni powiedzmy sobie, że ponownie wchodzicie do tej samej rzeki, do której - jak mawiają - nikt dwa razy wejść nie może. Prawdopodobnie tak jest, wy jednak wchodzicie i macie kompletnie gdzieś, jak mawiają inni...

Wyobraźcie sobie również, że w tej historii nie istnieje happy end. Bo fakt, że wszyscy najbliżsi dookoła życzyli wam jak najlepiej i ogólnie "fajnie by było gdyby tym razem się udało", można sobie wsadzić głęboko. Znowu dostajecie od życia w mordę. Tym razem tak bardzo, aż zachłystujecie się własną krwią. Ponosicie klęskę po raz drugi. Klęskę sromotną i z hukiem. Klęskę, która zakrawa już nie tylko na kolejną depresję, ale raczej na jeden z tych momentów, kiedy to siedząc na podłodze z początkami choroby sierocej testujecie wzrokiem, czy stary poczciwy żyrandol nie oberwie się przypadkiem pod waszym ciężarem.

Wyobraźcie sobie na koniec, że nagle, ni stąd ni zowąd, całe to uczucie beznadziei i przygnębienia po prostu w was znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak zwyczajnie. Zupełnie jakby ta kolejna klęska zamiast was dobić - uzdrowiła. "Bach" i jesteście uwolnieni od tego "ja", które do tej pory nie pozwalało wam normalnie żyć. Czujecie, że jesteście w stanie zaakceptować swoje smutki i żale, i że w sumie może być wam z nimi całkiem dobrze. Czujecie, że nie straszne wam są kolejne porażki.

O tym jest ta płyta. O uwolnieniu się od swoich "czerni" i pogodzeniu się z nimi. O uwolnieniu się od siebie i... pogodzeniu się ze sobą. O czerpaniu siły z porażki. O zrozumieniu.