rockella.pl

Publikacja: 15 sierpień 2011
Wywiadu udzielał: P.KOZIERADZKI
Rozmawiał: Rockella

"Wolę mocniejsze nasze oblicze"

Editor: Mija 10-lecie działalności Riverside. Możesz przy tej okazji powiedzieć, jak to wszystko się zaczęło?

PK: Dosyć spontanicznie. Kiedyś wracając samochodem z Piotrkiem Grudzińskim wpadliśmy na ten „genialny” pomysł aby założyć zespół progresywny. I po upływie niemal roku po prostu go założyliśmy /śmiech/.

E: Wszystko zaczęło się od wspólnego słuchania Marillion, więc kontynuując temat Waszych początków, Fish stwierdził kiedyś, że „Clutching At Straws” jest albumem lepszym niż „Misplaced Childhood”, ponieważ jest bardziej dojrzały. Zgadzasz się z tą opinią?

PK: Z gustami się nie dyskutuje. Dla mnie Fugazi jest naj.. płytą Marillion. Clutching i Misplaced też są bardzo dobre. Ciężko mi porównać dwie tak doskonałe płyty. Na ostatniej jest na pewno mniej tzw. przebojów choć moim zdaniem był to bardzo dobry pomysł. Płyta jest bardziej klimatyczna może stąd to podejście Fisha. Ja bym bardziej ją określił jako stonowaną.

E: Porozmawiajmy teraz o Waszych płytach. Jak się czułeś nagrywając „Out Of Myself” i „Voices In My Head”? Melodyjne, spokojne utwory po graniu przez ładnych parę lat w klimatach dużo ostrzejszych?

PK: To wszystko toczyło się naprawdę bardzo szybko. Wreszcie pojawili się na horyzoncie ludzie z którymi umiałem się dogadać, chcieliśmy tego samego, próbowaliśmy dążyć w tę samą stronę. W poprzednich zespołach miałem z tym spory problem. Muzyka, z OOM i VIMH to 100% spontan. Nie wiedziałem jak grać, jakie rytmy, jakie przejścia. Była to dla mnie zupełna nowość.

E: Za to o „Second Life Syndrome” powiedziałeś w jednym z wywiadów: „Kilka naprawdę wspaniałych utworów /…/. „Conceiving You” niemal pop, ale z klasą” /Metal Hammer 4/2011/. To trochę tak, jakby papież o biblii powiedział, że to niezła książka, kilka udanych rozdziałów, a przecież wielu słuchaczy poznało i polubiło Was właśnie od tej płyty, a „Conceiving You” to jeden z kultowych numerów Riverside?

PK: No takie życie. Ja nie jestem wielkim fanem tego utworu. Lubię go, ale na tej płycie jest kilka lepszych nagrań. Osobiście nie jestem zwolennikiem ballad, dziwnie to brzmi gdy gra się w Riverside. /śmiech/ Wolę mocniejsze nasze oblicze. Klimaty ADHD bardziej mi pasują. Oczywiście nie odżegnuję się od innych numerów. Najprawdopodobniej decyduje o tym mój charakter oraz to, że jestem metalowcem z krwi i kości.

E: Podobnie, jako pop, określiłeś „02 Panic Room” z „Rapid Eye Movement”? Chciałbym, żeby tak brzmiała muzyka pop... Ten utwór pozwolił Wam chyba jeszcze szerzej zaistnieć?

PK: W tym przypadku chodziło mi o prostotę tego numeru. Cały utwór jest oparty na najprostszym rytmie i na dodatek tylko jednym, więc chodziło mi o konstrukcję bardziej niż klimat. To taki nasz przebój, który w wersji live brzmi o niebo lepiej niż na płycie. Ma duuuużo więcej energii.

E: „Rapid Eye Movement” sprawia wrażenie najbardziej przemyślanej z całej trylogii. Muzyka, teksty, nawet podział albumu na dwie części, wszystko to świadczy o tym, że wiedzieliście bardzo precyzyjnie i szczegółowo, co chcecie osiągnąć. Wcześniej, na przykład na „Out Of Myself”, więcej było przypadkowości?

PK: Widzisz to tak jak z Clutching. Ja też uważam, że REM to najlepsza płyta z całej trylogii. Wiele recenzji tej płyty było skrajnych. Od peanów do totalnego zbesztania jej z błotem. Dokładnie tak jak w przypadku Marillion. Ludzie po prostu nie mogą pojąć, że utwory na tej płycie, brzmienie czy nagranie jest najbardziej dojrzałe i przemyślane. Nie ma tu miejsca na przypadkowość. Zastąpiliśmy to przesadną wręcz pedanterią w stosunku do szczegółów. Wcześniejsze produkcje były zupełnie inne.

E: Mam jednak wrażenie, że materiał zawarty na „Anno Domini High Definition” jest Ci muzycznie najbliższy.

PK: Tak jak już powiedziałem, to moja ulubiona płyta Riverside. Pewnie dlatego, że po raz pierwszy wszystko robiliśmy inaczej podczas pracy nad utworami, nagraniem i całą produkcją. Praca z innym realizatorem, w innym studio i w zupełnie innych warunkach sprawiła, ze doskonale się czuliśmy podczas tych nagrań. Pełen luz to chyba doskonałe i bardzo pasujące określenie. Bez pośpiechu, nerwów czy napinki. Przykład? Pierwsze 4 dni po przyjeździe do Olsztyna i rozstawieniu sprzętu nie nagrywaliśmy nic tylko graliśmy próby. Chcieliśmy się oswoić z nowym miejscem, brzmieniem i warunkami. To nie jest normalna praca w studio. Bardzo nam to pomogło w nabraniu pewności siebie, że te utwory naprawdę dobrze działają. Takich „innych” zachowań było jeszcze kilka. Wszystko to sprawiło, że każdy z nas miał tzw. „banana” na gębie i właśnie dlatego ta płyta jest tak dobra i świeża.

E: Ostatnio ukazała się EP-ka „Memories In My Head”. Kiedy powstawały te utwory? Przygotowaliście je specjalnie na 10-lecie, czy są to rzeczy z sesji do poprzednich płyt?

PK: Są to trzy utwory przygotowane pod kątem tego wydawnictwa. Nie mamy tzw. odpadów z sesji. Wszystko to, co nagrywamy jest na płytach. Oczywiście są jakieś tzw. bonusy. Staramy się przygotowywać materiał konkretnie pod daną płytę, ponieważ zbieranie i wydawanie „odpadów” byłoby dużym nadużyciem. Takie kawałki po prostu nie trzymają się kupy i słychać zazwyczaj, że są z innych sesji, mają inny klimat, inne brzmienie. MIMH jest spójna.

E: W Waszej 10-letniej historii można się było spotkać z różnymi porównaniami: Porcupine Tree, Pain Of Salvation, Dream Theater. Na ile Twoim zdaniem są one uprawnione, a na ile masz wrażenie, że to tylko próba zdefiniowania Was w jakimś nurcie przez dziennikarzy, którzy nie znają szerszego kontekstu muzyki progresywnej? Słuchaczom przecież to szufladkowanie nie jest do niczego potrzebne…

PK: Ciężko powiedzieć. Oczywiście słychać te wszystkie zespoły w naszej muzyce, ale powiedz mi, w której nie słychać? Wszystkie te zespoły, dokładnie tak samo jak i my, uwielbiają Pink Floyd, Marillion czy Genesis. Tu jest podstawa tych porównań. Mi one nie przeszkadzają. Szufladkowanie mnie nie interesuje. Osobiście uważam, że Riverside gra rocka z zabarwieniem progresywno metalowym. Jak zwał tak zwał, resztę zostawiam dziennikarzom /śmiech/.

E: Myślę, że słuchacze chcieliby również częściej słyszeć Was w radiu. Myślisz, że możliwa jest taka przemiana w środowisku osób decydujących o radiowym repertuarze, że Riverside będzie można regularnie usłyszeć w radiu nie tylko w wybranych audycjach wieczornych i nocnych, ale również w trakcie dnia?

PK: Nie sądzę. Muzyka ambitna nigdy nie będzie miała miejsca w „normalnym” czasie antenowym radiostacji. W radiach ogólnopolskich gra się pop papkę dla ludzi, którzy muzykę traktują jako dodatek do swojej codziennej pracy. Ma ona nie przeszkadzać i być tak neutralna i nijaka, aby nie rozpraszać słuchacza. Nasza muzyka jest skierowana do kogoś, kto po prostu jej słucha, a nie wpuszcza jednym uchem, a wypuszcza drugim podczas obierania ziemniaków czy pracy w biurze. Całe szczęście jest kilka stacji, które mają inne podejście. Nie do końca biznesowe. Miejmy tylko nadzieję, że pojawi się więcej myślących szefów programowych i zaczną się pojawiać audycje z muzyką dla ambitnego słuchacza.

E: Dzięki za wywiad i życzę Ci co najmniej tak owocnych i twórczych kolejnych lat funkcjonowania Riverside.

PK: Dzięki i zapraszam wszystkich na Woodstock. Będzie się działo, jak to mówi Jurek O. /śmiech/