Memories In My Head - rockarea.eu

Publikacja: 27 maj 2011
Autor: Adam Piechota
Ocena: 9/10

"Przeklęty bądź zegarze, w którym czas nie może być cofniony..."

To nie tak, że wskazówki w naszych zegarach zbudowane są z twardszego od tytanu tworzywa, czegoś tak wielce wyjątkowego, że nie w naszej mocy byłoby je móc poruszyć. Wręcz przeciwnie - możemy to zrobić, i to z taką łatwością, z jaką przychodzi nam położyć się wieczorem przed telewizorem i bezmyślnie zmieniać kanały z dziwacznym przekonaniem, że dwadzieścia sekund wystarczy, aby pojawiło się na nich cokolwiek wartego uwagi. Wiemy jednak, że oszukać moglibyśmy wtedy wyłącznie samych siebie, a czas, w pełni swojej zadziorności, zupełnie nielitościwie, pędziłby dalej na złamanie karku. I niczym bezczelny motorniczy w miejskiej komunikacji zostawiłby nas za sobą. Z setkami wspomnień w głowie, tysiącami widm emocji, smutkiem lub radością; zostawiłby nas na niechybne zapomnienie. Jedyne zatem, co możemy robić, to biec za nim. A wspominać i przeżywać, jakkolwiek boleśnie to nie zabrzmi, powinniśmy wyłącznie w biegu.

A jednak kim byłby człowiek, gdyby uparcie nie stanął czasem, na złość wszystkiemu w miejscu i nie cofnąłby na kilka krótkich chwil (skoro czasu nie będzie mógł nigdy) chociaż własnych myśli..?

Pamiętasz, drogi Czytelniku, kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z muzyką Riverside? Bo ja nie tak dawno temu, w lecie 2008 roku. Mimo to, czuję się niczym zatwardziały, zdziadziały fan - zespół widziałem dwukrotnie na żywo, na półeczce posiadam pełną dyskografię, dwie pozycje podpisane nawet przez wszystkich członków grupy, na pamięć znam każdą solówkę z "Second Life Symdrome". Jakże więc radosny jest fakt, że oprócz polskiej trasy w najbliższym czasie, zespół przygotował dla swoich słuchaczy jeszcze jedną niespodziankę z okazji dziesięciolecia działalności. Wydawnictwo "Memories In My Head" to półgodzinna EPka z całkowicie premierowym materiałem, którą nabyć można - przynajmniej obecnie - tylko na występach chłopaków. "A warto?" - spytał niewierny Tomasz.

Oczywiście, do diaska! Trzy utwory, jakich przyjdzie nam posłuchać na "Memories In My Head", odchodzą od szalonego światka "ADHD", ale nie biegną niczym wystraszony berbeć w ramiona matczynej trylogii "Reality Dream" - udaje im się stworzyć własny charakter. Wielowątkowe, powolutku rozkręcające się, pozytywnie psychodeliczne i, od czasu do czasu, pachnące najlepszymi krążkami Pink Floyd. Piotrek Grudziński z rzadka atakuje nas soczystymi riffami, ustępując miejsca Michałowi Łapajowi, który rozdaje większość kart potężnymi falami klawiszy. Wszystko tutaj jest bardziej "prog", w klasycznym tego słowa rozumowaniu. Oczywiście, zdarzy się popuścić hamulce, na przykład w moim ulubionym "Living in the Past" z porkowymi riffami w środku, ale częściej przyjdzie słuchaczowi rozpływać się w fotelu przy ciepłym śpiewie i przyjemnie plumkającym basie Mariusza Dudy, staromodnych klawiszach i oszczędnej grze Piotrka Kozieradzkiego.

Dziesięciolecie to ważny moment w każdym związku (a zwłaszcza związku czterech dojrzałych facetów!) i okazja do odrobiny refleksji nad wszystkim, co udało się zrobić i zrobić jeszcze można. Nie dziwią zatem teksty dotykające tematów przemijania, wspomnień i toposu minionych czasów. Wpasowują się idealnie w nastrój kompozycji, pozwalają na pół godziny odlecieć od otaczającej nas rzeczywistości. Kurczę, łapię się na tym, że "Memories In My Head" nie potrafię postrzegać jako małej przystawki, bonusiku, "zwykłej" EPki. O wiele przyjemniej mi myśleć, że to zupełnie nowe, pełnoprawne wydawnictwo mojego ulubionego polskiego zespołu, o własnym "ja". A poziom trzech kompozycji, wylewający się z głośników nastrój, spójna tematyka i rewelacyjna okładka pozwalają mi żyć w tym słodkim złudzeniu. Nie będzie, powiadam, lepszej pamiątki z koncertu niż ten bąbel, podpisany przez wszystkich członków grupy!