No i mamy całą trylogię. Riverside ze swoim "Rapid Eye Movement" łączy melodyjną stronę swojego debiutu z siłą cięższego drugiego krążka. Rezultatem okazuje się całkiem zrównoważona trzecia propozycja grupy. Przepraszam, napisałem zrównoważona? Miałem oczywiście na myśli pewien kompromis między charakterami poprzednich płyt. Pod innymi względami nadal muzyka Riverside jest prawdziwie szaloną prog-rockową jazdą. W dodatku zamiast stagnacji, jest wyraźny rozwój i dojrzewanie zespołu. Po raz kolejny w ręce słuchaczy trafia dziewięć utworów pełnych klimatycznych krajobrazów, emocjonalnych wokaliz, mocno zagęszczonych klawiszowych melodii i solidnych podkładów rytmicznych. Oczywiście na pewno znajdzie się mnóstwo osób, które nadal uważają "Out Of Myself" za najlepszą płytę Riverside. Jednak po bliższym przyjrzeniu się wyczynom głosowym Mariusza Dudy, każdy powinien przyznać, że od czasów debiutu, wokalista poczynił duże postępy śpiewając w bardzo różnych stylistykach. Jego intonacja otwierająca "Beyond The Eyelids" wprowadza słuchacza w ciemną aurę rozpościerającą się na albumie. Głos Dudy prowadzi nas przez kolejne zakamarki albumu, a podpierany jest zawsze obecną gdzieś w tle pracą syntezatorów i licznymi teksturami dźwiękowymi produkowanymi przez świetne gitary. A jeśli już o nich mówimy - czasem są skromne, wyważone... innym razem wariują jak na jakimś jam-session. Wtedy też i sam wokalista potrafi wybuchnąć i wprowadzić więcej agresji do swoich wokaliz. Oczywiście w Polsce i za granicą znajdzie się wiele osób, które będą po raz kolejny porównywać pracę Riverside do Opeth i Porcupine Tree. Zwłaszcza "Rainbow Box" brzmi jakby był inspirowany muzyką tego drugiego zespołu. Szczególnie wpada tu w ucho główny riff. Krótki fragment szybko przechodzi do miażdzącej wariacji rytmicznej w której szaleje na gitarze Piotr Grudziński. Szeroko rozciągnięte połacie klawiszowych dźwięków nadają specyficznej atmosfery, charakterystycznej dla muzyki zespołu. Z tego punktu można łatwo przejść do "02 Panic Room", w którym uwagę zwraca linia basu i podkład ciekawie wędrujący po uszach, zwłaszcza przy odsłuchiwaniu albumu na słuchawkach. Trzeba jednak uważać na schizofreniczny szept Dudy, który prześlizguje się wtedy do głowy powodując ciarki na całym ciele. Ostatni etap kompozycji to już zimna, akustyczna gitara będąca elementem pogrzebowej atmosfery. Tu również ujawnia się świetna produkcja "Rapid Eye Movement". Opętańczo brzmi "Schizophrenic Prayer", a jeden z najdłuższych utworów - "Parasomnia" - to najbardziej progresywny kawałek na płycie. Jego główne atuty to charakterystyczny dla twórczości zespołu klimat, znajdująca się w centrum, świetna linia basu i ogólna harmonia, która panuje w piosence od samego jej początku. A jest nim intro a cappela - warto zapoznać się z tym krążkiem choćby dla tego jednego fragmentu. Moc jaką włożył wokalista w ten mały wycinek płyty jest wprost porażająca. Dalej nie może być gorzej. Szalona linia basu i plemienna perkusja przypominająca nieco niektóre dokonania Toola. Następują szybkie zmiany tempa, a słuchaczowi nieustannie towarzyszy atmosfera snu. Jest też gitara akustyczna i solówka w duchu Pink Floyd. Dość dużo porównań do klasyków gatunku nie zmienia faktu, że Riverside stworzyło coś co nie musi wstydzić się konkurencji ani na obecnej scenie muzycznej ani z przeszłości, choć oczywiście mistrzów zespół ma świetnych. Jak wspomniałem już na początku recenzji, debiutancki album Polaków był zarazem ich najbardziej melodyjnym dokonaniem. "Life Syndrome" to już eksploracja cięższych klimatów opatrzonych licznymi gitarowymi wstawkami. Z kolei "Rapid Eye Movement" to płyta najbardziej klimatyczna. Trzeci album w historii każdego zespołu jest trudnym momentem. Dla grupy docenianej przez krytykę szczególnie. Znany jest bowiem schemat gdy po początkach nazywanych objawieniem gatunku, dalszej historii będącej jego kwintesencją, niejedna kapela wypalała się twórczo. I choć chyba nikt nie uzna, że zakończenie trylogii jest rewolucyjne lub przynajmniej rewelacyjne, to nie sposób odmówić Riverside talentu do nagrywania bardzo dobrych płyt. Na koniec chyba najlepsza rekomendacja dla recenzowanego materiału. Po jego przesłuchaniu ciekaw jestem co będzie dalej...