Na dziesiątą rocznicę istnienia Riverside warszawski zespół napisał album na podsumowanie, ale z pewnością niepodsumowujący dorobku grupy w okresie 2001 – 2011, w którym spod szyldu Riverside wyszły cztery albumy długogrające, kilka singli i innych wydawnictw, mnóstwo koncertów oraz duża popularność w Polsce i poza granicami kraju. Grupa do symbolicznej rocznicy podeszła niesztampowo, bo wydana z tej okazji EP pt. „Memories In My Head” uchwyciła tylko pewną część twórczości i możliwości muzyków, a także zaoferowała kilka nowych pomysłów w brzmieniu Riverside.
Płyta wydana nakładem ProgTeam zawiera trzy rozbudowane utwory: „Gooodbye Sweet Innocence”, „Living In The Past” oraz skądinąd znany „Forgotten Land”. Moim zdaniem premierowe numery zbliżone są do klimatu, który muzycy Riverside wykreowali na swoim debiucie, a więc chyba „najlżejszym” albumie w dyskografii grupy. Nowe utwory warszawskiego zespołu zbudowane są ze wspaniałych i urozmaiconych pejzaży. W bogactwie dźwięków, krótkich solówek, nastrojowych klawiszy i niestandardowych patentów czuć pracę Piotra Grudzińskiego i Michała Łapaja (szaleństwo przy końcu „Forgotten Land”!). Obcując z głębokim klimatem „Memories In My Head” momentami przeniosłem się wręcz do rasowego wydawnictwa ambientowego, w tej materii zwracam uwagę na perfekcyjne przejście pomiędzy pierwszym i drugim utworem. Ta EP to jeszcze jeden dowód, że Riverside i schemat są antonimami.
Chyba nieco mnie mniej okazji do wyeksponowania swoich możliwości przy tym mini albumie mieli Mariusz Duda i Piotr Kozieradzki. Znakomity wokalista, basista i kompozytor zaoferował gładziutkie, klimatyczne wokale, ale tym razem pozbawione zadziorności (z nielicznymi wyjątkami przy utworze „Forgotten Land”). Za to odczuwalne z poziomu słuchacza powinny być liczne basowe przejścia i wstawki zagrane przez rzeczonego muzyka. Z kolei ze względu na dosyć spokojny charakter nowych kompozycji grupy Piotr Kozieradzki nie miał okazji agresywniej popracować z talerzami, może wyłączając drugą połowę „Living In The Past”? Tym niemniej album nie stracił charakteru, a niezwykle pocieszające jest to, że trzeci utwór zawarty na EP pt. „Forgotten Land” promuje drugiego Wiedźmina, bo dzięki temu grupa ma okazję trafić do jeszcze szerszego grona fanów. Może ten niezwykle klimatyczny numer sprawi, że nie mieczem tak jak Wiedźmin, ale muzyką Riverside nawróci zbłąkane w tandecie duszyczki?
Osoby, które lubią Riverside z pazurami, znane z takich utworów jak „Artifical Smile”, „Dance With The Shadow”, „Ultimate Trip” czy „Hybrid Times”, w których grupa wykreowała znakomite i nowoczesne prog metalowe brzmienie, mogą być do jakiegoś stopnia zawiedzione. Wszak „Memories In My Head” to przede wszystkim ukłon w kierunku subtelnej twórczości zespołu, a jeśli utrzymać kategoryzowanie można powiedzieć, że Riverside na tej EP to przede wszystkim zespól prog rockowy. W pewnej mierze szkoda, że Riverside na podsumowaniu dekady nie napisali utworów, które oddałyby pełnię twórczości zespołu, ale też nie wolno zapominać, że EP rządzą się własnymi prawami, a grupa ma jeszcze w planie wydać rasowe wydawnictwo na podsumowanie, w którym znajdą się wszystkie części trylogii Reality Dream.
Pomimo, że osobiście preferuję zmetalizowane kreacje Riverside, nie sposób odmówić wdzięku „Memories In My Head”, który stanowi niemal pół godziny przestrzennego soundtracku otwierającego nowy rozdział na kartach historii grupy. W pełnym przekonaniu uważam, że Mariuszowi Dudzie, Piotrowi Grudzińskiemu, Piotrowi Kozieradzkiemiu i Michałowi Łapajowi wypada złożyć wielkie podziękowania za wspaniałe dziesięć lat na rynku. Trudno byłoby mi sobie dzisiaj wyobrazić polską scenę muzyczną – nie tylko progresywną – bez Riverside. Ten zespół spełnia wszelkie przesłanki aby za kilkanaście lat otoczyć go aurą kultu. Warszawska grupa bez kompleksów, nowocześnie, zdecydowanie i pięknie wykreowała muzykę progresywną XXI wieku.