Na długo zanim "Shrine Of New Generation Slaves" ukazała się na rynku, z obozu Riverside napływały informacje o tym, jaka to będzie płyta, czy też raczej jaka nie będzie (na przykład kontynuacją "Anno Domini High Definition").
Jednym słowem, nowy album Riverside miał być po prostu inny. To bardzo pojemne określenie, chociaż odniosłem wrażenie, że te zapowiedzi są swoistym ostrzeżeniem, przygotowaniem słuchacza do tego, co ostatecznie znajdzie się na krążku tak, aby zaskoczenie nie było zbyt duże. Nawiasem mówiąc długo przyszło nam czekać na nowy materiał, bo zespół zakłócił dotychczasowy dwuletni cykl wydawniczy, ale warto było czekać. Oj warto!
Zgodnie z zapowiedziami, muzyka zawarta na "Shrine Of New Generation Slaves" rzeczywiście jest inna, ale nie ma wątpliwości, że to jest ten sam Riverside, jaki znamy z poprzednich czterech albumów. Ten sam, ale z pewnością nie taki sam. Zamiast mocarnych, wręcz metalowych riffów dostajemy hard rockowe klimaty, gęste i ciężkie struktury budowane za pomocą gitary, basu i Hammonda, często przywołujące skojarzenia z Deep Purple a w szczególności z Jonem Lordem, jak choćby w "Celebrity Touch". Pojawiają się też i inne oldscholowo brzmiące instrumenty elektroniczne np. piękne moogowskie partie w "Deprived" czy też w "Escalator Shrine". Samo wykorzystanie organów Hammonda nie jest oczywiście czymś wyjątkowym, bo na poprzednich płytach Riverside słychać ten instrument, ale nigdy wcześniej w tak klasycznym brzmieniu i w takiej ilości (może poza "Left Out" z "Anno Domini High Definition").
Obok hardrockowych klimatów na krążku znalazło się całkiem sporo utworów z ciekawymi liniami melodycznymi, utrzymanych w spokojnych tempach, z ciepłymi gitarami i wokalem Mariusza Dudy, niezwykle spokojnym i wyważonym, czasem bardzo lirycznym i uduchowionym ("We Got Used To Us" czy też "Deprived"). Wiele wyjaśnia rozwiązanie nietrudnej łamigłówki językowej - pierwsze litery tytułu płyty układają się w wyraz "songs" i jest to słowo-klucz definiujące jego muzyczną zawartość. Sporo na "Shrine Of New Generation Slaves" właśnie piosenek. Zdaję sobie sprawę, że cokolwiek dziwnie to brzmi w odniesieniu do tego, co znamy z dotychczasowej twórczości Riverside, ale tak właśnie jest. Nie są to oczywiście jakieś trywialne utwory, dlatego dla pełniejszego opisu warto określić je dodatkowo przymiotnikiem, np. "ambitne".
Na pierwszym miejscu wypada wymienić urzekająco piękny "We Got Used To Us" czy też "Deprived" z solówką na saksofonie sopranowym (Marcin Odyniec). Niezwykle intrygujący jest najdłuższy na płycie, bo trwający prawie 13 minut "Escalator Shrine", napchany po brzegi różnymi pomysłami brzmieniowymi i stylami, w którym solówka na Hammondzie ściga się z tą moogowską, a mocne hard rockowe fragmenty ustępują miejsca klimatom Pink Floyd z okolic "Shine On You Crazy Diamond". Z kolei "The Depth Of Self-Delusion" zachwyca bogatym tłem muzycznym z intrygującymi i dodającymi powagi smyczkowymi brzmieniami, gitarą akustyczną, dziecięcymi cymbałkami i sam nie wiem czym jeszcze, a efekt końcowy jest naprawdę świetny. Jeśli chodzi o nieco mocniejsze dźwięki, warto wymienić "Feel Like Falling", który, chociaż rozpoczyna się raczej spokojnie, rozpędza się do całkiem dobrego (a miejscami i mięsistego) rockera. Notabene, zamykający płytę utwór "Coda" jest jego jakby akustyczną wersją, ale z bardziej optymistycznym tekstem.
A skoro o tekstach mowa, w warstwie lirycznej przewija się temat zniewolenia współczesnego człowieka. Przywiązany do swojej pracy, zajęty budowaniem kariery często kosztem życia rodzinnego, owładnięty chęcią bycia kimś ważnym, otoczony technologią, która za niego myśli, staje się niewolnikiem nowej generacji.
Jest spora część słuchaczy kurczowo przywiązanych do muzycznych propozycji swoich ulubieńców i niezbyt łaskawym okiem patrzących na wszelkie "nowe", jakie pojawia się w ich twórczości. Poczynania zespołów kwitowane są wówczas kąśliwymi uwagami, że ten czy tamten się skończył (tak jak Metallica na "Kill’Em All") albo, że to nie jest już ta sama kapela co kiedyś itp. Po tej właśnie linii dostało się Opeth za "Heritage" czy też Quidam za "Saiko", żeby przypomnieć tylko albumy z ostatniego okresu. Pewnie "dostanie" się też Riverside za "Shrine Of New Generation Slaves", gdyż zespół zdecydował się na niezwykle odważny krok. Ja akurat od pierwszego przesłuchania zaakceptowałem nową muzykę Riverside, bo uwielbiam artystów myślących, poszukujących i nie stojących w miejscu. "Shrine Of New Generation Slaves" to bardzo dobra płyta, zgodnie ze słowami muzyków, otwierająca nowy rozdział w ich twórczości.