Riverside są tak ważną kapelą na światowym rynku muzyki progresywnej, że każde nowe wydawnictwo zespołu musi budzić duże oczekiwania. Nie inaczej było przed premierą najnowszego krążka, tym bardziej, że napięcie podsycały komunikaty płynące od zespołu, jakoby “Shrine Of New Generation Slaves” (w skrócie SONGS), miało być nową kartą w historii zespołu, słowem, przynieść zmiany. Czy muzycy sprostali tym oczekiwaniom? W połowie tak…
Zwiastunem nowego materiału był singiel “Celebrity Touch”, mający premierę jeszcze w grudniu zeszłego roku. Rzeczywiście słychać było pewne nowości: fajny, hardrockowy riff, odwołujący się do herosów lat 70: Deep Purple, Budgie czy Led Zeppelin, plus wysunięte na pierwszy plan hammondy (brawa dla Michała Łapaja, wreszcie w muzyce Riverside udało mu się zaznaczyć należne mu miejsce), to mogło się podobać!
Początek właściwego krążka jest również obiecujący, New Generation Slave to tajemniczy, podniosły śpiew Mariusza Dudy, w kontrapunkcie do świetnego gitarowego riffu (trochę w duchu Paranoid Black Sabbath, jednak z wolniejszym tempem). Brzmienie podobne do znanego z singla: ciepłe, organiczne, a bogate wykorzystanie organów wnoszą muzykę na nowy, interesujący poziom. Podobne wątki brzmieniowe mają swoją kontynuację w bardziej rozbudowanym The Depth of Self-Delusion i wspomnianym Celebrity Touch. Tak jak kilka pierwszych kawałków zrobiło na mnie duże wrażenie, tak potem entuzjazm nieco opadł. Druga połowa płyty to klimaty raczej standardowe dla Riverside, nie wnoszące nic nowego do ich twórczości. Znikają gdzieś hammondowe jazdy z początku płyty, dostajemy za rozwlekłe utwory jak Escalator Shrine, któremu odchudzenie, co najmniej o połowę, wyszłoby zdecydowanie na zdrowie. Pojawiają się ciekawe partie saksofonu w Deprived (Irretrievably Lost Imagination, ale żadna to nowość, dla słuchaczy znających poprzedni album grupy. Wracają motywy kojarzące się z trzema pierwszymi płytami długogrającymi, ale odejście od metalizujących klimatów “Anno Domini High Definition” raczej trudno nazwać nowym rozdaniem kart.
Mam wrażenie, że “Shrine of New Generation Slaves” jest albumem niewykorzystanej szansy. A przynajmniej nie w pełnym stopniu. Początek płyty obiecuje świeżość i może nawet nową jakość w twórczości Riverside. Muzycy w wywiadach zapowiadali nieco krótsze, piosenkowe formy (SONGS!). Rewolucja jest to jednak na pół gwizdka; druga część płyty zawiera muzykę podobną do tego, co znamy już od lat. Być może taki był zamysł: odważnie, ale bez przesady? W moim przekonaniu jednak, warto było iść za ciosem i spróbować pójść dalej. Może następnym razem?