Second Life Syndrome - artrock.pl

Publikacja: 11 listopad 2005
Autor: Lorak
Ocena: 8/10

Swym debiutanckim albumem "Out Of Myself" muzycy Riverside, dwa lata temu, w efektowny i udany sposób wkroczyli na prog rockową scenę. Podczas koncertów oczarowali zarówno polskich jak i zagranicznych fanów. Wreszcie nadszedł czas na nagranie kolejnego krążka...

Płyta zatytułowana została Second Life Syndrome. Zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej jest swoistą kontynuacją "Out Of Myslef", co nie oznacza, że Riverside stanęło w miejscu. Nic z tych rzeczy...

Muzyka warszawskiej grupy nadal jest niezwykle intrygującą miksturą skrajnych emocji: od wściekłości po wyciszającą zadumę, od uczucia ulgi po przygnębienie. Dokładnie tak samo jak na debiutanckim krążku (i dobrze!).

Różnica polega jednak na rozłożeniu akcentów. Na Second Life Syndrome, Riverside nieco podkręciło brzmienie, śmielej zaglądając w rejony prog metalu. Second Life Syndrome, może "nie wpada w ucho" tak błyskawicznie jak jej poprzedniczka, posiada jednak tą samą hipnotyzującą siłę przyciągania. To na pewno nie jest krążek na jedno przesłuchanie.

Album otwiera, pełniąca rolę intro, nieco orientalna kompozycja After. Znakomicie wprowadza w nastrój płyty. Razem ze znajdującą się na końcu kompozycją Before tworzy swoistego rodzaju klamrę.

Bardzo energicznie rozpoczyna się Volte - Face, po chwili jednak możemy wsłuchiwać się we wspomnianą już grę sprzecznych emocji. Spokojny głos Mariusza Dudy, zamienia się w krzyk (I AM NOT AFRAID), spokojne brzmienie gitary nabiera mocniejszej barwy. I koniec... chwila oddechu na śliczną, singlową balladę Conceiving You. Kulminacyjnym punktem Second Life Syndrome jest trzyczęściowa, trwająca około 15 minut, tytułowa suita. Dwie pierwsze części zanurzone są gdzieś w pełnym nostalgii floydowo - anathemowym świecie, ujmujące melodie przeplatają się nieco dynamiczniejszymi dźwiękami gitar. W trzeciej, instrumentalnej części, zgrabna solówka. Naprawdę udany utwór. Artificial Smile to krótka, utrzymana w metalowej stylistyce, pełna furii kompozycja. Chociaż nie jestem zagorzałym fanem mocnych brzmień, to od razu polubiłem ten, posiadający mroczną końcówkę, kawałek. Wściekłość Artificial Smile, ustępuje po chwili łagodniejszym brzmieniom kolejnej singlowej ballady. I turned you down, nie jest chyba, aż tak przebojowe jak Conceiving You, nie mniej jednak umieszczenie tej kompozycji na singlu na pewno było posunięciem dobrym. Reality Dream III to drobny ukłon warszawskich muzyków w stronę Dream Theater, pięć minut solidnego, instrumentalnego grania. Ale... jeśli ktoś postawiłby mnie pod murem i kazał z Second Life Syndrome usunąć jeden utwór, wybrał bym właśnie Reality Dream III. Na szczęście prawdopodobieństwo tego, iż mógłbym mieć wpływ na to jakie utwory Riverside zamieści na swojej płycie wynosi 0. I dobrze, bo panowie znakomicie radzą sobie z tym zadaniem sami.

Bardzo lubię też, różnorodną, ponad dziesięciominutową kompozycję Dance With The Shadow. Cóż... po prostu lubię całe Second Life Syndrome.

Is this what I really wanted? - tymi słowami kończy się płyta. Czy tego właśnie chciałem, czy tego właśnie chcieliśmy?

Nie wiem czy warto zastanawiać się, czy jest to płyta lepsza od Out Of Myself. Odsłania troszkę inne (choć na pewno nie zupełnie nowe) oblicze Riverside, jest na pewno jednym z lepszych krążków 2005 roku. Muzycy Riverside nie zawiedli. A fanom pozostaje czekać na trasę koncertową i... nowe albumy.